Ta strona wykorzystuje pliki cookies. Korzystając ze strony, zgadzasz się na ich użycie. OK Polityka Prywatności Zaakceptuj i zamknij X

Bieszczady narciarstwo Zakopane Tatry Rusin gory

19-01-2012, 14:02
Aukcja w czasie sprawdzania była zakończona.
Cena kup teraz: 30 zł     
Użytkownik boni_mores
numer aukcji: 2038190681
Miejscowość Krosno
Wyświetleń: 8   
Koniec: 14-01-2012 19:31:28
info Niektóre dane mogą być zasłonięte. Żeby je odsłonić przepisz token po prawej stronie. captcha

Tytuł:

Tytuł:

„Spowiedź szpicyfindra

 

Autor:

 

Stanisław Rusin

 

Stron:

 

205

 

Stan:

 

Bardzo dobry, oprawa miękka, zdjęcia

 

Wymiary:

 

23,5 x 16,5 cm

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Opowieści właściciela najstarszego gospodarstwa agroturystycznego w Bieszczadach.

 

Spis treści

Nasz pierwszy etap....................................................................3

W Krakowie................................................................................11

Klauzura.....................................................................................13

Rajzery.......................................................................................23

Niezwykła przygoda barona Munchausena.............................31

Owoce z drugiego piętra...........................................................33

Wyzwolenie?..............................................................................37

Pierwsze chwile wolności..........................................................39

Jak zostałem kibicem TS „Wisła"..............................................43

Pomnik wdzięczności................................................................45

Orlinek.......................................................................................47

Kim był pułkownik Daniłłowicz?..............................................59

U Salezjanów..............................................................................61

Tchórz........................................................................................65

Jadzia żydówką ?.......................................................................71

Budowlanka...............................................................................73

Nosek.........................................................................................87

Florek.........................................................................................107

Kiedyś na warcie........................................................................111

Łódzkie lato...............................................................................115

Szpicyfinder...............................................................................119

Motocyklowa sześciodniówka..................................................125

Narciarze - przemytnicy...........................................................131

Przewodnik tatrzański po kursie..............................................135

Tak kiedyś w Zakopanem bywało.............................................137

Czarne szaleństwo ....................................................................145

Wycieczka na motocyklu ..........................................................147

Ostatni skok Bajai.....................................................................153

Czerwona Oberża......................................................................155

Moje narty.................................................................................159

Ostatni start..............................................................................169

Od autora.......................................,....................,........,.,...........................     ..173

 

Nasz pierwszy etap

Lato w 1939 roku było upalne. Były takie opinie, że nigdzie w Polsce słońce tak nie opala, jak na pokrytych płaskimi kamyczkami plażach Czere­moszu. Toteż rokrocznie do Kut i Kosowa przyjeżdżała na wakacje śmietan­ka towarzyska z całej Polski. Głównie jednak ze Lwowa, który leżał najbliżej. A warto było tu przyjechać ze względu właśnie na piękny Czeremosz, z któ­rego czystością nie mogła konkurować żadna rzeka w Polsce. Ale i również ze względu na piękne góry. Dla ludzi lubiących dobrze zjeść i się bawić do dyspozycji były wspaniałe restauracje i dancingi, których by się nie powsty­dziło ani Zakopane ani Sopot.

W Kosowie dla odchudzających się było bardzo znane sanatorium dok­tora Tarnawskiego.

Przy otwartej w 1938 roku pływalni była elegancka restauracja, gdzie obsługa chodziła w białych smokingach, a kierownik sali we fraku witał w progu gości. Były tam też pierwszorzędne pensjonaty, ale w dobrym stylu było wynajęcie huculskiej chaty.

Taką chatę rodzice wynajęli koło Kut nad rzeką Młynówką, która stanowi­ła odnogę Czeremoszu. Młynówka ta żywiła nas przez całe wakacje. Parę razy dziennie ktoś zamykał jaz w jej górnym biegu, woda opadała, a na dnie zosta­wały tysiące (tak, tysiące!) ryb. Wówczas wyruszali letnicy z koszami i zbierali sobie do nich tyle ryb, ile akurat było potrzeba na obiad. Również i raki (i to jakie!) były w tej Młynówce w każdej ilości. Połów trzeba było zakończyć, gdy ktoś zawołał: „Woda idzie!". Wtedy trzeba było szybko uciekać, bo ściana wody szybko się przesuwała i mogła porwać rybaka na koła młyńskie. Jeśli do tego dodać, że codziennie byliśmy oblegani przez miejscowe dzieci, które nosiły za grosze całe kosze poziomek, borówek, malin, jeżyn i grzybów, a lasy pełne były dzikich wiśni i czereśni czarnych i słodziutkich jak miód, to nic dziwnego, że ziemie te rajem nam się wydawały. Ale na dobre i tanie jedzenie chodziliśmy za Czeremosz. Do Rumunii. Przechodziliśmy przez duży drewniany most. Przej­ścia pilnował obszarpany i brudny żołnierz rumuński. Nie przypuszczaliśmy wówczas, że nie minie parę tygodni, a ci obszarpańcy będą rozbrajać polskie wojsko. Dzieci śpiewały: „Nasze małe żołnierzyki na placówkach stoją i śpie­wają bolszewikom, że się ich nie boją."

I tak w błogim nastroju dobiegały te moje ostatnie w życiu rodzinne wa­kacje. Radia ze sobą nie mieliśmy, telewizji nie było. Nic nie mąciło naszych nastrojów. Wcale nie byliśmy zachwyceni tym, że ojciec niespodziewanie przysłał po nas autobusik z poleceniem natychmiastowego powrotu do Lwo­wa. Cóż było robić. Trzeba było pożegnać Kuty, Czeremosz, piękną pływalnię w Kosowie i zaprzyjaźnionych Hucułów, którym tak niedługo wmówią, że są Ukraińcami i którzy swe noże skierują przeciwko Polakom.

Nie wiedzieliśmy, że żegnamy to wszystko na zawsze. Po powrocie do Lwowa zastaliśmy w domu prace budowlane. Ojciec zdecydował, że w piw­nicy, która będzie nam służyć za schron jest za słaby strop.  Itd.

 

 

Płatność: przelew bankowy bezpośrednio na moje na konto
43 2490 [zasłonięte] 0[zasłonięte]0050000 [zasłonięte] 434336 (Alior Bank S.A.)
Dostawa: list polecony, koszt wysyłki 8 zł.